sobota, 29 czerwca 2013

Pies, którego chciałoby się wysłać na księżyc czyli życie z labradorem

Zważywszy na fakt iż labrador jest głównym motywem przewodnim bloga, a treści pojawiające się na nim w zdecydowanej przewadze traktują właśnie o tymże retrieverze tym razem wcale nie będzie inaczej.
Czasem szukając natchnienia zaglądam w najczęściej wyszukiwane frazy bo to pozwala mi zobaczyć mniej więcej czego czytelnicy oczekują, czego szukają. I z tego co widzę zapytań krążących po temacie labrador retriever jest całe mnóstwo. Od dorastania przez wychowanie po żywienie i problemy zdrowotne. Wbrew t

emu co media kreują labrador retriever nie jest rasą łatwą pod żadnym względem. Bo tak wychowanie - ciężko, charakter- temperamentny, zapotrzebowanie na aktywność fizyczną i psychiczną - niekończące się, wymagania żywieniowe - wysokie, opieka lekarsko-weterynaryjna często niekończąca się. To tak w ogromnym telegraficznym skrócie. Nie będę się rozwodzić nad wszystkimi szczegółami gdyż były one wielokrotnie tutaj poruszane jako, że labrador to epicentrum mojego świata. Co zresztą wyszło kompletnie przypadkowo .... Przede wszystkim chcę podkreślić, że moment "dorośnięcia" labradora jest prawie niemożliwy. A właśnie takie zapytania pojawiają się najczęściej. Domyślam się nawet z jakiego powodu się pojawiają. Jak mniemam zdecydowana większość posiadaczy labradora zdecydowała się na niego z powodu kultu idealnego grzecznego towarzysza rodziny "psa dla dzieci" ... a tymczasem posiadają w domu chaotyczny tajfun, który ciężko im ogarnąć. Czyż nie? Ciekawa jestem ilu właścicieli labrador retrievera potrafi zaprzeczyć tym stwierdzeniom ... Labki kochają życie tak długo jak zdrowie im dopisuje i jak długo czas pozwala ... One nie poważnieją i nie dojrzewają do takiego momentu by mówić o tym, że jest to stonowany i spokojny pies. Labradory żyją pełnią życia i korzystają z pięknego powiedzenia jakim jest Carpe Diem. Obserwując życie u boku labradora mogę powiedzieć, że starają się każdą chwilę wykorzystać w pełni ile sił w łapach i serduchu. Należy przyznać iż jest to coś pięknego, jednakże dla osoby nieprzygotowanej na tę miłość życia jest to ogromnie ciężki czas. Aby być szczęśliwym u boku labradora i powiedzieć, że jest to prawdziwy towarzysz trzeba spełnić wiele elementów na drodze wychowania i poznawania świata. Jeżeli w socjalizację, wychowanie i naukę świata włożymy sporo pracy to zainwestujemy czas w przyszłość i przyjaźń z psem. Najbardziej intensywne są pierwsze około dwa lata, niemniej z psem pracujemy całe życie.  W naszym przypadku taką fajną relację uzyskałyśmy dopiero w wieku około czwartego roku życia chocolaty. Dziś jest psem idealnym, z którym rozumiemy się bez słów, a spacer jest prawdziwym odpoczynkiem i czasem dla nas, dla kontemplacji natury i relaksu. Jednakże kiedyś tak nie było... Było ciężko i to wcale nierzadko ...

Labradory są wymagające nie tylko pod względem wychowania ale także opieki, codziennych spraw. Jakimi jest żywienie i opieka lekarsko-weterynaryjna. Wydawać by się mogło, że jako pies myśliwski powinien być to pies odporny i wytrzymały. Niestety na drodze ewolucji i hodowli labradory stały się psami wątłymi i bardzo wrażliwymi. Zdecydowana większość z nich ma problemy z alergiami ( pokarmowymi i wziewnymi) wymagają specjalnego żywienia i nierzadko suplementacji. Nie wspominając o tym, iż bardzo często oprócz miski z jedzeniem towarzyszy im miseczka dodatków, leków itd. Otwierając książkę traktującą o chorobach rasowych labradorom przygotowano dość pokaźną listę. Co prawda do dziś nie wszystkie schorzenia pojawiają się u labradorów w Polsce, jednakże  z czasem zaczynają się co raz bardziej traumatyczne choroby.
Bardzo często przygotowując się do żywienia labradora trzeba raczej nastawić się iż nie będzie to standardowa karma gdzie podstawowym źródłem białka jest drób. Gdyż dziś bardzo często mamy okazję obserwować nietolerancję białka drobiowego. Raczej powinniśmy skłaniać się ku źródłom białka mniej standardowym. Jeszcze dość dobrze tolerują ryby, ale zważywszy na fakt iż co raz częściej karmimy rybami z czasem może okazać się, że też bęzdzie z nimi problem. Karmy oparte o ryby są dość dobrym wyborem, ze względu na dużą zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych co sprzyja problemom dermatologicznym labradorów. Choć nie tylko problemom. NNKT pozwala łatwiej przejść przez okres linienia który u labradora trwa niemalże cały rok przy czym dwa razy w roku mamy bardziej wzmożone linienie.

Pojawiły się jeszcze zapytania o to ile żyje labrador? To trudne pytanie, mamy w Polsce niemało psów kilkunastoletnich. Jednakże jest to kwestia osobnicza, a na długość życia wpływa wiele czynników. Od cech genetycznych przez utrzymanie i obecność chorób towarzyszących.

Labradory są najcudowniejszymi psami  pod słońcem pod warunkiem, iż przeżyjemy okres w którym najpierw są najgorszymi psami na świecie i mamy ochotę wysłać je na księżyc



niedziela, 16 czerwca 2013

Stereotyp oraz mity nękające zwierzęta

Tak już jest, że przez lata wokół tematów psich narosło wiele krzywdzących mitów, które do dziś ciężko jest przetłumaczyć. Od dawna tematy dotyczące psiego rozrodu wśród właścicieli zwierząt oraz ich wielkich miłośników nastręczają sporo niedomówień, dyskusji i kontrowersji. Chodzi mi szczególnie o sterylizacje psów niehodowlanych czyli nazwijmy naszych towarzyszy domowych. Otóż sterylizacja jest w moim odczuciu krokiem niezbędnym jeżeli pragniemy dla naszego psa tego co najlepsze. O ile u psa - samca nie jest to tak istotne jak u suczki także warto się nad tym głębiej zastanowić. Niemniej jednak dość często można się spotkać z dużym obruszeniem na wspomnienie o zabiegu operacyjnym. Nie wiedzieć czemu wielu właścicieli panicznie się tego boi i staje okoniem na samą sugestię. Broniąc się przytacza się argumenty o skłonnościach do tycia, o osowiałości, o zmianie charakteru czy też o powikłaniach pooperacyjnych. Fakt faktem jest to poważny zabieg wiążący się z otwarciem jamy brzusznej i usunięciu narządów rodnych, jednakże dziś jest to zabieg powszechny i standardowy. Wykonywany w większości Gabinetów Lekarskich każdego dnia po kilka. Pierwsze dni po zabiegu dla właściciela są zwykle trudne, ale nie ze względu na traumatyczny powrót do zdrowia suczki czy też jej cierpienie. A raczej ze względu na fakt , iż sunia praktycznie w drugiej dobie funkcjonuje normalnie, chce żyć jak zwykle, bawić się i uczestniczyć w życiu codziennym. Podczas gdy przez pierwsze 10 dni po zabiegu należy bezwzględnie strzec suczkę przed wszelkimi szaleństwami, co zwykle bywa uciążliwe. Suczki bardzo szybko się regenerują po takich zabiegach i w zasadzie na drugą, trzecią dobę nie widać w ich zachowaniu śladu po zabiegu operacyjnym.
W związku z tym, iż sterylizacja niesie za sobą zmianę metabolizmu istnieje ryzyko iż suczka będzie miała tendencje do tycia. Niemniej jednak jeżeli jesteśmy świadomymi posiadaczami czworonogów nie powinno się to skończyć otyłością psa. Gdyż to my otwieramy lodówkę, sypiemy jedzenie do miski i panujemy nad aktywnością fizyczną czworonoga. Jeżeli sprawia nam przyjemność karmienia psa do woli, a zamiast spaceru siadamy na kanapie to nie ma co się dziwić, iż "sterylizacja sprawiła" że nasz pies jest otyły i osowiały. Choć w prawdzie to nie wina samej sterylizacji, a naszego systemu życia a raczej braku chęci do działania.

Prawdę powiedziawszy sterylizacja jest inwestycją w dłuższe i szczęśliwsze życie psa. Choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy lub nie chcemy. Decydując się prędko na zabieg ograniczamy do minimum ryzyko wystąpienia nowotworów listwy mlecznej suki oraz ograniczamy całkowicie ryzyko ropomacicza, które są zagrożeniem życia dla naszych psów. Po mimo tego, iż od lat w kółko i wciąż mówi się o tym oraz podkreśla wagę problemu do dziś znajdują się osoby całkowicie przeciwne zabiegowi, lub bez zdania mówiące, że "nie bo nie". Zdaję sobie sprawę, że dla miłośników psów po raz enty czytanie o wadze akcji jest nudnawe, niemniej jednak dzisiejsze słowa wynikają z frustrującej dyskusji z opiekunką psa i suki mieszkających razem oraz kotki blokowanej hormonalnie. W momencie kiedy słyszę takie słowa zaczyna we mnie wrzeć, podczas gdy wiem że irytacja nic dobrego nie przyniesie. W związku z tym muszę wykrzesać z siebie resztki dobrej woli i uprzejmości by jak najspokojniej wytłumaczyć wagę sprawy. Jednak jak zachować spokój słysząc, o tym że lepiej podać hormony niż otwierać jamę brzuszną? Lepiej raz wykonać zabieg i mieć spokój do końca psiego życia, czy podawać zastrzyki w oczekiwaniu na?? no właśnie na co? Każdy właściciel powinien sobie sam odpowiedzieć na czym mu zależy i dokąd ma zmierzać jego życie z psem.

sobota, 8 czerwca 2013

Obłudny człowiek i dzika natura

Myśli do poukładania jest całe mnóstwo, tylko czasu brak by je spisać. Większość ciekawych pomysłów, tematów wpada mi do głowy podczas przechadzek z chocolatą, kiedy my same dwie dla siebie idziemy na przód w towarzystwie zieleni natury myśli się zbierają. Problem polega na tym, iż gotowy poukładany tekst tak jak i najciekawsze stwierdzenia ulatniają się nim dobrnę do cywilizacji... Widać natura dobrze działa na nas, a szara rzeczywistość już nie bardzo. No ale do rzeczy. Obiecałam wcześniej tekst o dziczej tematyce, tylko jak zwykle czas uciekł...

Wielokroć spacerując z chocolatą "po wsi" zastanawiam się nad dzikimi zwierzętami. Myślę często o tym jak bardzo my ludzie wprowadzając się do ich życia robimy im krzywdę. Zapewne zdecydowana część Nas mieszka w takich okolicach gdzie pojawiają się dzikie zwierzęta. Zresztą trudno tego uniknąć kiedy domy wędrują co raz głębiej w tereny naturalne, lasy, łąki , pola - zabierając dom zwierzętom. I tak z jednej strony często ludzie wiedząc o tym, że w okolicy mają dziki, sarny itd próbują je dokarmiać bo przecież są głodne. No i to jest początek dziczych kłopotów. Karmiąc zwierzęta wcale nie czynimy dobra, a wręcz przeciwnie krzywdzimy je. Problem tkwi głównie w "wysypiskach" jedzenia w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Jakby się trochę wysilić i rozejrzeć po okolicy to szybko się okazuje, że w miejscach gdzie żyją dzikie zwierzęta rozstawione są karmiki dla nich gdzie osoby upoważnione uzupełniają "jadłodajnie" by zwierzęta miały co jeść w porach kiedy może pożywienia braknąć. A my chcąc zrobić coś dobrego ściągamy na siebie  i inne zwierzęta kłopoty. Proza życia nie raz pokazała, iż dokarmiacze rozrzucają przede wszystkim jedzenie w pobliżu domów ( żeby się przypadkiem nie zmęczyć chodzeniem), a po drugie rozrzucają jedzenie nieodpowiednie dla dzikiej zwierzyny. W ten sposób sarny i dziki przede wszystkim uczą się podchodzić co raz bliżej zabudowy miejskiej, a po drugie przyzwyczajają się do obecności człowieka. Po czasie przestają się bać ludzi, a to nierzadko ściąga na nie kłopoty. Niemalże co roku pojawia się ten sam problem kiedy dzikie zwierzęta spacerują po osiedlach mieszkaniowych, wchodzą na teren miasta kiedy często finałem takiej sytuacji jest ich śmierć. One nie bojąc się nas przychodzą co nas co raz bliżej szukać jedzenia i tym samym bardzo często są ofiarami wypadków komunikacyjnych zupełnie niepotrzebnie. W całej tej sytuacji przykry jest także fakt, iż kiedy już dzikie rodziny pojawiają się zbyt blisko domów to te same osoby które karmiły je najpierw teraz dzwonią po policję i inne służby i proszą by zwierzynę ustrzelić bo im zagraża. A w istocie to my im zagrażamy swoją obecnością , nie one nam. Zwierzęta leśne nie zamierzają zrobić nam krzywdy dopóki ich nie atakujemy. Jednkaże w obliczu zagrożenia, z pewnością będą się broniły. Często ściągając na siebie kłopoty.
W ubiegłe wakacje na osiedlu którym mieszkam każdego dnia pojawiała się locha z warchlakami wędrując na ogródki działkowe by znaleźć sobie kolację. Pierwszym razem gdy uslyszałam tę historię byłam zdumiona gdyż aby dotarły na osiedle musiały przejść w pobliżu ruchliwej ulicy. Jak widać chęć zdobycia pożywienia była silniejsza niż strach. I tak każdego dnia. Nieraz kończyło się to nazwijmy eskortą policji, która sygnałem usiłowala odstraszyć lochę i zapędzić w pola tak by nikomu krzywdy nie zrobiła. Najbardziej smutne w tej historii jest to, iż ludzie którzy wcześniej rozrzucali jedzenie zaczęli wykrzykiwać że lochę należy odstrzelić bo przecież przychodzi na osiedle. Kiedy parę razy wdałam się w dyskusję tłumacząc, iż one mieszkają tu od dawna jeszcze zanim osiedle powstało one tu były, a to my swoimi ambicjami dążącymi do mieszkania w "lesie" i spokoju doprowadzamy do wypędzania ich z ich własnego mieszkania, wielokrotnie spotkałam się z zarzutami że to jest właśność ludzi i one mają się wynosić ....

Jeszcze jeden problem towarzyszący dokarmianiu jest narażanie na niebezpieczeństwo zwierząt domowych. Myślę, że każdy psiarz doskonale zna już mapę "karmicieli". Spacerując po terenach leśnych czy łąkach z czasem poznajemy miejsca strategiczne gdzie rozrzucane jest jedzenie, a raczej miszmasz bo jedzeniem odżywczym dla zwierząt nazwać tego nie można. Wiele naszych czworonożnych towarzyszy już
odchorowało taki sposób dokarmiania.

Zastanawiając się nad tym dłużej nasuwa mi się tylko jeden wniosek "Człowiek to okrutnie obłudny gatunek, z jednej strony karmi zwierzęta po to by zaraz odebrać im życie bo tak mu w tej chwili pasuje".

niedziela, 2 czerwca 2013

Zwierzynalia 2013

Mijający weekend był dość ciekawym i ważnym wydarzeniem. Z racji iż przyszedł pierwszy dzień czerwca to i Święto najmłodszych czyli Dzień Dziecka. Grupa wspaniałych ludzi na co dzień zajmująca się pomocą potrzebującym wpadła na rewelacyjny pomysł poświęcenia tego dnia nie tylko dzieciom ale i czworonogom. I tak też 1  i 2 Czerwiec to dni I Ogólnopolskiego Zjazdu Mądrych i Odpowiedzialnych Miłośników Zwierząt "Zwierzynalia". Impreza była głównie poświęcona zwiększaniu świadomości społeczeństwa oraz propagowaniu świadomego posiadania zwierząt.
Podczas pokazów wiele czasu poświęcono na wskazanie jak wiele dobrego niesie obecność czworonogów w życiu ludzi. Organizatorzy przybliżyli ile pracy wykonują każdego dnia poświęcając się dla człowieka. Przechadzając się po Parku głównie rzucały się w oczy Nowofundlandy i Retrievery, które brylują jako psy pracujące. Na głównej scenie przez cały dzień prezentowane były zalety psich towarzyszy. Oprócz członków WOPRu , Fundacji S.O.S dla Zwierząt , Schroniska oraz pracowników przedszkola na terenie Parku można było skorzystać z pomocy i wiedzy behawiorystów, leśników, lekarzy weterynarii. Było też miejsce poświęcone najmłodszym gdzie dzieci mogły rozwijać swoje umiejętności plastyczne.
Wiele mówimy o tym jak dużo dobrego zwierzęta niosą ludziom ratując im życie, ale zbyt często zapominamy o tym jak należy pomoc nieść zwierzętom. W mediach sporo mówi się o zasadach udzielania pierwszej pomocy ludziom, o tym że naszym obowiązkiem jest reagować w nagłej sytuacji, nie być obojętnym. Niestety odwracając sytuację, zbyt często kiedy krzywda dzieje się naszym braciom mniejszym rozkładamy ręce i nei wiemy co robić. Paradoksalnie nie wiemy jak udzielić pierwszej pomocy zwierzęciu, albo udajemy że nas to nie dotyczy, albo rozkładamy ręce bo to tylko zwierzę. Podczas gdy jesteśmy zobowiązani odpłacać zwierzętom za to co one robią dla nas. Psy ratownicze każdego dnia ryzykują swoje własne życie by ratować życie człowieka. Jednakże w sytuacji kiedy one ulegną wypadkowi nie bardzo wiemy jak im pomóc .... W związku z tym podczas pierwszego dnia Zwierzynalii przez cały dzień można było skorzystać z kursu pierwszej pomocy zwierzętom. Lekarze Weterynarii z Bielskiego Gabinetu przywieźli ze sobą psi fantom, który służy do nauki pierwszej pomocy( W Polsce do tej pory tylko w dwóch ośrodkach są takie fantomy).
 Lekarz Weterynarii Ziemowit Kudła na scenie głównej wraz ze swoim zespołem opowiadał o zasadach udzielania pierwszej pomocy i udzielał wskazówek jakich błędów nie popełniać. W tym samym czasie podstawowe elementy pierwszej pomocy były prezentowane na fantomie oraz psach uczestniczących w kursie.
Ogromnym zaskoczeniem było zainteresowanie uczestników Zwierzynalii pierwszą pomocą. W zasadzie przez cały dzień pojawiali się chętni do spróbowania reanimacji i resuscytacji na fantomie.
Mam nadzieję, że takich inicjatyw będzie co raz więcej! Z chęcią weźmiemy udział w kolejnych!

Szczegóły wydarzenia : Zwierzynalia

Więcej zdjęć można znaleźć tutaj :