Od jakiegoś czasu wolne chwile spędzam w rytmie Zaklinacza Lwów. Do jego historii mam taki sam stosunek jak do Shauna Elisa Żyjącego z Wilkami. Oprócz tego, że dla mediów robią show to przede wszystkim potrafią stworzyć niezwykłą nić porozumienia z dzikim zwierzęciem. Przyzwyczailiśmy się do obecności zwierząt w naszym społeczeństwie, niemniej jednak wizja spotkania z zupełnie dzikim osobnikiem napawa nas strachem. Co więcej wielu ludzi spotkawszy na ulicy bezpańskiego psa dopada lekki dreszczyk i niepewność, zwłaszcza gdy psiak postanowi do nas podejść.
Cóż przyglądając się takim historiom można wysnuć jeden oczywisty moim zdaniem wniosek - by stworzyć wyjątkową relację ze zwierzęciem człowiek musi się urodzić z "tym czymś". W istocie ludzi takich jest niewielu, choć zdcydowana większość ludzi ma do czynienia z jakimiś zwierzętami. Jednakże obcowanie z psem czy kotem jak mniemam zapewne jest niczym w porównaniu z tworzeniem więzi z lwem, wilkiem czy innym drapieżnikiem. Nieraz zachodzę w głowę jak oni - owi zaklinacze czynili takie postępy i jak im się to udało. Jeżeli zdołamy choć chwilkę poświęcić na zapoznanie się z historią życia tych ludzi odkrywa się przed nami czysta prawda. A mianowicie owi Zaklinacze całe swoje życie spędzili w zgodzie z naturą co później zaowocowało. Jak wielokrotnie podkreślałam zwierzęta nas uwrażliwiają, przy nich musimy wyostrzyć zupełnie inne zmysły niż w obcowaniu z ludźmi. Często Ci, którzy patrzą z zewnątrz na relacje człowiek- zwierzę biorą człowieka biorącego udział w przedsięwzięciu za szaleńca. Co jest koniec końców krzywdzące. Tacy ludzie jak Kevin, Shaun czy Jane sprawiają, że zwykły człowiek w domu w swoim fotelu ma okazję poznać trochę dzikiej natury. Tej nieprzewidywalnej i nieokiełznanej ma okazję trochę podglądnąć.
Program Żyjącego z Wilkami oglądałam z wypiekami na twarzy zachodząc w głowę jak Shaun tego dokonał i ile wyrzeczeń po drodze musiał przejść. Często cena za możliwość "przyjaźni" z dzikimi zwierzętami jest ogromna. Każda z tych historii ma własną ...
Silna osobowość( pewność siebie) i barak agresji to chyba podstawa dobrych relacji, ze zwierzętami również :D
OdpowiedzUsuńpodziwiam tego człowieka za odwagę...
OdpowiedzUsuńustawiam się w kolejce do pożyczenia!
OdpowiedzUsuńNo to wiemy na co poświęcimy najbliższe noce :)
OdpowiedzUsuńNie zgadzam sie z opinia, ze czlowiek musi miec to cos. Tak naprawde znaczna czesc ludzi kochajacych szczerze zwierzeta moglaby stworzyc wiez z wilkiem czy lwem. Od psa do wilka niedaleko :)
OdpowiedzUsuńNie wystarczy jedynie miłość, trzeba czegoś więcej. znam grono ludzi deklarujących miłość do zwierząt, podczas gdy nie radzą sobie z okiełznaniem choćby psa, Ludzie pracujący na co dzień z różnymi zwierzętami myślę, że zgodzą się ze stwierdzeniem, że trzeba się urodzić z tym czymś. Oczywiście każdy z nas ma prawo do własnego zdania ...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytałam co nie co o owym Zaklinaczu Lwów i mam dużo kontrowersji na ten temat. Oczywiście liczy się samozaparcie, odwaga... Ale rzeczywiście trzeba mieć jeszcze to coś czego czasem brakuje nie jednemu zwyczajnemu właścicielowi. Samo zaznajomienie i obcowanie z lwami wymaga też dużej wiedzy, choć udowodniono, że z zupełnie dzikimi przedstawicielami owy Zaklinacz nie miałby szans... Co jest z resztą logiczne. Potrzeba wypracowania pewnej więzi i zaufania.
OdpowiedzUsuń